top of page

Maraton Wrocław 2013.

Opowieść Łukasza:

"Dałaś mi siłę wtedy, gdy tego potrzebowałem"

 

     Udało nam się chłopaki!!! Dobiegliśmy!!! Wszyscy jesteśmy zwycięzcami!!! Bez względu na czasy, do mety dotarliśmy w komplecie!
Przekraczanie lub ocieranie się o granice naszych możliwości czyni nas silniejszymi. Dzisiaj wszyscy znaleźli w sobie tą siłę!

 

15.09.2013
     Poranne słoneczko mnie dziś zmartwiło. Miały być chmury, ale trener uspokajał; będzie dobrze. I się nie pomylił. Słoneczko się schowało za chmurkami, które zasnuły całe niebo. To była moja pogoda; chłodno, a później jeszcze deszczowo.
       Jaki był cel? Marzyłem o złamaniu 3 godzin. Po cichu chciałem złamać 2.59, żeby ta moja życiówka z Orlen Maratonu nie była taka na granicy. Taktyka: słuchać organizmu. Jestem zawodnikiem, który nie pobiegnie drugiej połówki szybciej niż pierwszej, więc chciałem zyskać ile się da na pierwszych 21 kilometrach, a później zobaczymy. Od startu biegnę z Jackiem. Założenia były żeby biec w granicach 4.16 na kilometr. Ale jakże nasze organizmy szybko zweryfikowały te założenia. Rzadko kiedy wchodziliśmy na pułap powyżej 4.10, a od około 16 kilometra biegliśmy w tempie 4.02 - 4.04. Mówię Jackowi że jest za szybko, na co on odpowiada z rozbrajającym uśmiechem, że on tylko biegnie moim tempem. A ja myślałem że to ja biegnę jego tempem. No pięknie pomyślałem. Półmetek osiągam w czasie o 47 sekund gorszym od mojej życiówki. Przestraszyłem się. Za szybko! Takie tempo dałem radę utrzymywać biegnąc z Jackiem do około 24 kilometra. Tam pociąg z trenerem zaczął mi odjeżdżać. Pomyślałem: 
Tylko spokojnie. Tempo nadal jest dobre (4.10 - 4.14). Takie czasy kręciłem do 34 kilometra. Na tym kilometrze lekki kryzys (4.34). Pomyślałem czy znów uderzam w ścianę? Ale to co najwyżej była płyta regipsowa, którą udało mi się przełamać już na 35 kilometrze. Już do końca tempo w okolicach 4.25. Pomyślałem że jest dobrze. Na 41 kilometrze wiedziałem że poprawię życiówkę. I zrobiłem to: 2.56.44!!! Pięknie to wszystko wyszło.
Ale tego rezultatu nie byłoby bez pomocy członków naszego Klubu, którzy wspierali nas na trasie. Bez Mariusza, który  dbał o nas i dostarczał nam zapasy. Bez naszych rodzin, które duchem biegły (czasami jechały na rowerze) z nami. Dziękuje wam wszystkim; nasze wyniki są naszym wspólnym sukcesem. Nagrodą za to jest 9 miejsce naszego Klubu w klasyfikacji drużynowej.

 

Szczególne podziękowania ślę mojej małżonce Agacie, która wspierała mnie od półmetka. Dziękuje Ci za cierpliwości i zrozumienie. Dałaś mi siłę wtedy, gdy tego potrzebowałem.
bottom of page