top of page

Nasze starty, czyli gdzie,kto, jak szybko...

(lipiec - sierpień 2013)

25.08.2013 XIV Półmaraton Wałbrzych

Relacja Łukasza Kulczewskiego z biegu:

     W dniu 25 sierpnia postanowiłem przystąpić do zawodów w Wałbrzychu. Był to XIV Toyota Półmaraton Wałbrzych. Trener odradzał start, ale myślę, że po ostatnim biegu (Wrocławska 30-stka) potrzebowałem pewnego, że tak się wyrażę, przełamania. Tydzień temu potwornie cierpiałem na trasie i w Wałbrzychu chciałem wiedzieć, w którą stronę to bieganie zmierza.
Trasa to 3 pętle po 7 kilometrów każda. Liczne podbiegi i zbiegi. Dominik Samotij, z którym udałem się na zawody, ocenił po zeszłorocznym biegu, trasę jako trudną. I teraz wiem, że nie przesadzał. Na każdej pętli około 700 metrowa ściana płaczu, pod którą trzeba było podbiec. Cała trasa była dosyć specyficzna. Odnosiło się wrażenie, że albo się wbiega, albo się zbiega; płaskich odcinków się nie odczuwało (o ile takowe były).
     Nie będę ukrywał: miałem obawy przed startem. Ciężka trasa, męczarnie tydzień wcześniej i tysiąc myśli w głowie jak biec? Czy zacząć spokojnie i zobaczyć jak będzie, czy może pobiec ostrzej? Ale gdy usłyszałem wystrzał to nogi same pociągnęeły.
Biegło mi się nad wyraz dobrze, aż za dobrze. Bałem się, że gdzieś może dopadnie mnie kryzys, ale nic takiego nie miało miejsca. Ciężko mówić, że biegłem równym tempem, bo przy takim profilu trasy jest to niemożliwe. Ale ten bieg sprawił mi niesamowitą satysfakcję. Przez cały dystan czułem, że biegłem. Nie było przezwyciężania kryzysu tylko czyste cieszenie się trasą.
Czas nie był może powalający, bo ten dystans pokonywałem już szybciej. Ale tu akurat to 1.27.58 sprawiło mi dużą satysfakcję. 47 miejsce w generalnej klasyfikacji, na 957 osób, i jedenaste miejsce w kategorii wiekowej to przyjemne dodatki. Liczy się to, że bieg ten był dla mnie czystą przyjemnością. Sprawił mi radość. Czuję się po nim po prostu dobrze. Myślę, że ten start podbudował mnie psychicznie przed Maratonem Wrocławskim. I na tym etapie tego właśnie potrzebowałem.
 

DO PRZODU PRZYJACIELE W BIEGU!!!

   

Wśród Pań, zwyciężyła Tunde Szabo z Węgier, w czasie 01:21:51, a wśród Panów, Kenijczyk LAGAT Julius Kiprono, z czasem: 01:10:10.

10.08.2013 II Międzynarodowy Półmaraton Henrykowski 

 

           Miłe to chwile, kiedy na starcie staje obok siebie pięciu zawodników Klubu Biegacza Vamos Amigos. Sytuacja ta miała miejsce w sobotę (10.08.br) w Henrykowie.  Nestor, Roman, Michał, Dominik, Jacek wystartowali wspólnie. Wcześniej w kolejce po odbiór numerów startowych spotkali się z „Bosym Biegaczem” (Pawłem Mejem z Baczkowa koło Bochni), który biega z biało – czerwoną flagą. Zapisuje na niej miejsca swoich startów. Poza tym pisze wiersze (jak sam mówi, w ciągu minuty napisze dowolny wiersz, a nie są to czcze przechwałki bo wygrał konkurs odnoszący się do Półmaratonu Henrykowskiego: „Każdy biegać może. Sport to nasze zdrowie. Biegaj w naszym pięknym kraju oraz także w Henrykowie”. Po zakończeniu biegu (a przybiega, z uśmiechem na twarzy zawsze na końcu stawki) od prowadzącego wziął mikrofon i zaśpiewał  „Pójdę boso…”

            Jak nam się biegło? Trasa nie jest łatwa, zwłaszcza pierwsza połowa, z wyczerpującymi podbiegami. Nawierzchnia także pozostawia wiele do życzenia… Widoki? Podczas wysiłku trudno zwracać na nie uwagę. Ale atmosfera jest bardzo miła. Serdeczność organizatorów wielka, wzajemna życzliwość biegaczy także.   Dla każdego z nas było to ważne doświadczenie. Dla tych, którzy zrobili „życiówki” powód do chwały, dla cierpiących w czasie biegu poznanie własnego organizmu i zachodzących w nim reakcji.

Dobrze pobiegł Jacek. Zaskoczył mile Romek, który poprawił rekord życiowy. Tuż za nim przybiegł Nestor. Bardzo dobry debiut w półmaratonie zanotował Dominik (czas 2.07). To niezły prognostyk przed wrześniowym maratonem. Za nimi zmagając się z wyczerpaniem na metę dotarł Michał  (po biegu zjadł dwie, duże porcje makaronu!!!). Pojawiający się, już wcześniej,  na naszej stronie  cytat  z Włodzimierza Wysockiego („I ciężko było lecz nie padłem…”), staje się naszym mottem. Ważne jest biegu ukończenie, nawet pomimo wyczerpania. Dałeś radę Michale!

 

Bieg wygrał biegacz z Ukrainy Roman Romanenko, z czasem 1 godzina, 8 minut, 2 sekudny. Półmaraton ukończyło 482 zawodników.

 

Czasy i miejsca zawodników KB Vamos Amigos Wrocław w II Półmaratonie Henrykowskim:

  • Jacek Fedorowicz; czas: 1.21.54; miejsce: 13 ogółem i 3 w kategorii M40;

  • Roman Rostek; czas: 1.50.12; miejsce: 226 ogółem i  47 w kategorii M40;

  • Nestor Kościański; czas: 1.50.56; miejsce: 236 ogółem i  54 w kategorii M40;

  • Dominik Kosenda; czas: 2.07.19; miejsce: 394 ogółem i  137  w kategorii M30;

  • Michał Jamroziński; czas: 2.07.37; miejsce: 395 ogółem i  138  w kategorii M30;

18.08.2013, Wrocławska 30-tka

 

Relacja Dominika:

 

To nie był łatwy dzień...

Rano gdy wyjeżdżaliśmy na bieg z Łukaszem - zapytał mnie "Boisz się"???. To pytanie mnie zmroziło, ponieważ nie spodziewałem się rozmyślać nad stanem/uczuciem obawy przed aktywnością, którą wszyscy lubimy wykonywać. Odpowiedziałem, że czuję niepewność, ponieważ nie biegałem nigdy tak długo/daleko. Ale pytanie Łukasza w głowie kołatało do końca biegu.

Dojechaliśmy przed około 8:45, odebraliśmy numery i poszliśmy na linię startu. W międzyczasie się okazało, że było tak dużo chętnych, którzy nie opłacili "startowego", że organizatorzy musieli przesunąć start z godz. 9.30 na 10.00. A właśnie zaczęło wychodzić słońce. Już wtedy wiedzieliśmy, że nie będzie to łatwa przeprawa. Było nas trzech: Łukasz Kulczewski, Piotr Sucharski i ja. Dystans podzielono na 6 pięciokilometrowych pętli - połowa nawierchnią szutrową (ale prawie całkowicie zacienioną), druga część z kostki brukowej, na którą przebijało się słońce i było tam cieplej. Ponieważ sam moje treningi realizuję w 99% na kostce biegło mi się tam lepiej, ale ponieważ było tam cieplej to cały dystans był nielada wyzwaniem. W trakcie biegu słuchałem radia, gdzie przekazano, że temperatura we Wrocławiu wynosi 29 stopni (oczywiście w cieniu).

Pierwsze 5 km zgodnie z założeniami (6.10-6.15/km). Kolejne 5 km podobnie. Potem przyjąłem żel. Do 15 km jeszcze w sumie utrzymywałem się w tempie, ale później to już było tylko gorzej. Po 20 km (mój najdłuższy bieg dotychczas to półmaraton) zastanawiałem się po co mi to było ;-), a zaraz przed tym spojrzałem w dół na moje uda a tam biała piana! Szok! Co to może być? Czy ja już może nie powinienem biegać? Skąd ona wypływa :-) Po krótkiej weryfikacji okazało się, że spodenki niedokładnie się wypłukały i zostało w nich trochę płynu do płukania tkanin!

Ostatnie 10 km to już była droga przez mękę. Poważne odejście od zaplanowanego tempa i świadomość, że czołowi zawodnicy już sobie siedzą i piją piwko (tak, tak - Organizatorzy w myśl celu naszego biegu "Promowanie postaw prosportowych" w ramach pakietu (po) startowego zapewnili nam po biegu piwo i batona:-) powodowała chęć rezygnacji. Ale zawodnicy KB Vamos Amigos chyba nie rezygnują tak łatwo, pomyślałem, i żółwim tempem czołgałem się dalej. Na końcu przedostatniego kółka zdublował mnie Krzyszotof Radczyński - poklepał po plecach i dodał otuchy. Wcześniej dublował mnie Łukasz i Piotrek - z Łukaszem jak zwykle na "mijance" się pozdrawiamy i zawsze mnie wtedy mobilizuje. W międzyczasie pojawiła się moja żona z dziećmi, które patrzyły na tatę jak na kosmitę, a nie członka poważnego klubu biegacza.

Po biegu w domu położyłem się na podłodze, nogi w górę i czytałem córce książkę. Nie mogłem zdjąć opasek uciskowych - łapały mnie skurcze. A gdy wstałem do toalety i głowa znalazła się powyżej nóg nagle poczułem, że mi słabo. Przyjęcie pozycji araba w Mekce spowodowało odmianę niedoszłego omdlenia. Potem krótka drzemka, wielki obiad, lody z rodziną i już wieczorem mogę w miarę normalnie funkcjonować. Chociaż nie wiem jak ja pobiegnę we wtorek 10 km w ramach zaplanowanego treningu...

Podsumowując należy stwierdzić, iż:

1. Było za gorąco.

2. Zapisało się 327 osób, bieg ukończyły 232 osoby. Skąd taka różnica - nie wiem. Widzieliśmy, że ludzie schodzili z trasy, nawet musiało interweniować pogotowie.

3. Łukasz był 18, z czasem: 2:26:31.8, Piotr, 21, z wynikiem 2:28:07.3 (II miejsce w kategorii M40),  

Dominik, 195: 3:28:09.5. Przyjaciel klubu - Krzysiek, 65, z czasem: 2:44:42;

4. Szkoda, że napoje nie były dostępne także w połowie pętli.

5. 30-stka zaliczona i wrześniowy maraton na nas czeka.

6. Z Łukaszem umówiliśmy się na pasta party 14 września - czy ktoś dołączy?

 

Dziękujemy Dominiku za piękną relację, a poniżej słowa Piotrka:

 

      Cóż, dzisiejszy bieg, taki sobie, o randze treningu, ale na starcie stanęło aż 3 zawodników naszego klubu i to było bardzo budujące, przynajmniej dla mnie. Rano zapowiadało się fajnie, jeśli chodzi o pogodę. O 6.00, gdy wstałem było 16 stopni i nieco się chmurzyło. Pomyślałem, że może prognozy o nadchodzącym upale się nie sprawdzą. Niestety temperatura szybko rosła, a chmurki gdzieś odpłynęły. Zaplanowany start na 09.30 przesunęli na 10.00 z powodu większej ilości zawodników , których zapisywała i weryfikowała jedna osoba. Założyłem sobie przed biegiem czas do zrobienia na ok. 2.30 i pomyślałem, że w tym upale, chyba nie dam rady. Jeszcze przed biegiem oglądałem zdjęcia z różnych zawodów wywieszone na pergoli Stadionu Olimpijskiego i gdzieś między nimi przeczytałem taką maksymę: ,,Im wolniej zaczniesz, tym szybciej skończysz." Pomyślałem, że zastosuję to, w to upalne przedpołudnie. Punktualnie o 10.00 ruszyliśmy: Dominik Kosenda, Łukasz Kulczewski, ja i trzystu paru innych zapaleńców. Jak pomyślałem, tak zrobiłem, oznaczony był każdy kilometr pięciokilometrowej pętli, co pomogło mi kontrolować czas (GPS-a nie posiadam), a Łukasz dosyć szybko mi odjechał, biegnąc w tempie po 4.15. Ja jak założyłem tak ciągnąłem swoje 4.55- 5.00/km. Pierwsza dycha to była dla mnie wciąż rozgrzewka, oswajanie się z tempem i warunkami. Obficie się pociłem, ale punkty odświeżania i odżywiania były co 5 km i to było bardzo przydatne w tych warunkach. Wodę, izotonik i banany brałem za każdym razem, a na 14 i 24 km spożyłem dodatkowo dwa własne fruktożele, marki ,,Kubuś". Trasa w 80% wiodła w miejscach zacienionych, jednak ok, 1 km pętli biegliśmy całkiem odsłonięci w palącym słońcu. Myślę, że w połowie dystansu mogło być już ok. 30 stopni. Nie zważałem jednak na to , realizując dokładnie swój plan. Na drugiej 10 przestałem się tak obficie pocić i biegło się coraz lepiej, to była dla mnie prawdziwa przyjemność ta 10, luz i euforia. Wtedy to nieco przyspieszyłem, biegnąc momentami po ok.4.45/km, co w końcowym rezultacie pozwoliło urwać 2 min z zakładanych 2.30. Mimo ciężkich warunków, jestem zadowolony z tego biegu i rezultatu, z tego że nie straciłem tempa i nie dopadł mnie kryzys. Myślę, że jest to dobry prognostyk przed wrześniowym Maratonem i może uda się utrzymać to tempo na wynik ok. 3.30, jak nie będzie upału.

 

Piotrze, wykazałeś się niezwykłą konsekwencją. To dla Maratończyka często jest kluczem do sukcesu!      

 

04.08.2013 Bieg dla Krzyśka (6 km)

W niedzilę Łukasz Kulczewski pobiegł w biegu dla Krzyśka. Zajął 14 miejsce. Bieg ukończyło 158 osób. Czas Łukasza to 22 minuty, 22 sekundy. Celem biegu było zebranie funduszy na rehabilitację biegacza Krzysztofa Janowskiego. Dziękujemy Łukaszu za udział w tym biegu.

   

 

Henryków 2013, po biegu. KB Vamos Amigos i Przyjaciele:

 Iwona, Marceli, Krzysztof, Jacek, Michał, Nestor, Roman, Dominik.

                                                                                             

                                                                                                       zdjęcia: Izabella i Krzysztof Radaczyńscy

   

 

27.07.2013 Ania o biegu za wielkopolskim wilkiem (10km)

 

     Upał, słońce, ciężkie powietrze i około 300 zawodników, Chyba, pomimo aury nikt nie zawiódł i wszyscy stanęli na starcie. Organizacja i bieg super. Trasa wymagająca, szyszki, korzenie, piach i oczywiście dwa wielkie podbiegi na samym końcu, Dotarłam na metę w czasie 52:02  i zajęłam II miejsce w kategorii K25. Radość wielka, puchar, nagroda, zdjęcia i pierwsze podium w tej dyscyplinie!

Polubię chyba biegi przełajowe bo nie są nudne, nie ma w nich tej monotonii asfaltu, jest za to satysfakcja z pokonania podbiegów, których wręcz normalnie nie lubię; och jak ja ich nie lubię!

Pozdrawiam z Poznania.

Ania.

27.07.2013 Łukasz Kulczewski dzieli się z nami wrażeniami z XXIII Biegu Powstania Warszawskiego.
 
Rajdówki na Karowej

 

     Zawsze podziwiałem kierowców rajdowych, którzy pokonywali OS na ulicy Karowej w Rajdzie Barbórka. Ach te zakręty, śmiganie od beczki do beczki, wiwaty kibiców. Piękna sprawa…Kierowcą rajdowym już nie zostanę, ale postanowiłem zostać dwunożną rajdówką podczas XXIII Biegu Powstania Warszawskiego. Czy aby na pewno rajdówką? No powiedzmy lekko stuningowanym dużym fiatem, wszak tuning trwa dopiero niecałe 2 lata. Przez ten czas lekko zmodyfikowałem wagę pojazdu aby był lżejszy na łukach, nauczyłem się podstaw kierowania tak aby zoptymalizować spalanie, zakupiłem bieżnikowane opony.Rajdówek przeróżnej maści pojawiło się na starcie prawie 7000 z różnych zakątków Polski jak i innych zakątków świata. Dwa dystansy – 5 i 10 km.Ja postanowiłem spróbować swoich sił na dystansie dłuższym. Nie mogłem sobie odpuścić dwukrotnej możliwości przebiegnięcia „OS’u” na ulicy Karowej. Przed startem uroczyste odśpiewanie hymnu. Nie powiem miałem ciarki. Niesamowite uczucie. Później odpalenie silników i w 28 stopniowym upale czekanie na start.I wystartowali. Pisk opon, ciągłe wyprzedzanie. Kibice na trasie wiwatują, klaszczą, piękna sprawa. Ja czekam na ten 3 kilometr – Karowa. Mijamy Krakowskie Przedmieście i skręt w lewo. Dobiegamy do Karowej. Widzę rajdówki szybsze od mojej, które już po łuku pędzą na dół. Super widok. Prawie słyszę pisk opon, a to tylko guma z naszych butów. I ja też już jestem na tym odcinku. Cudowny zbieg po kostce brukowej w dół. Z głośników odgłosy strzałów powstańców.Na drugim kółeczku chłodnica zaczynała się leciutko przegrzewać i w związku z tym lekko zwolniłem. Trzeba pomyśleć o tuningu tej części żeby mieć większą moc podczas upałów. Drugi raz Karowa i drugi raz miałem banana na ustach. Cudownie.Cały bieg był cudowny. Większość z nas w jednakowych koszulkach z opaskami powstańczymi na przedramieniu. Czułem wyjątkowość tego biegu, tych dwóch pętli przez ważne miejsca dla historii Warszawy.

Bieganie jest piękne!

bottom of page